poniedziałek, 27 grudnia 2010

Na Zachodzie bez zmian

Ze Starego Miasta do centrum Krosna Odrzańskiego na przeciwległym brzegu Odry można się dostać ruchliwą trasą noszącą imię Michała Roli- Żymierskiego, albo równoległą ulicą Karola Marksa. Wybierając  pierwszy wariant, pieszy minie ulicę o nazwie ZBOWiD. Idąc wzdłuż Karola Marksa, trzeba przeciąć ulicę 22 lipca. Po niemieckiej stronie granicy twórca marksizmu patronuje drogom w wielu gminach, jednak w Polsce, przyznać trzeba, należy do osobliwości. W Krośnie Odrzańskim ulicę Roli -Żymierskiego od Marksa oddziela plac świętej Barbary i nikt nie czuje się z tego powodu urażony. Nie jest to jedyny przykład symbiozy ducha i materii w powiatowym mieście.  
   Za mostem zaczyna się ulica, której patronuje inny Karol, bynajmniej nie Wojtyła. Jana Pawła II próżno zresztą szukać w spisie ulic. Droga prowadząca do kościoła św. Jadwigi Śląskiej nosi imię „Waltera” Świerczewskiego. Przez 20 lat wiernym i duszpasterzom nie przyszło do głowy, zmienić dane teleadresowe  parafii. A jeśli w tym połączeniu sacrum i profanum tkwi jakiś zamysł? Może uliczne misterium ma uświadomić parafianom odwieczną walkę, jaką codziennie toczą dobro i zło? Święta Jadwiga bije się z „Walterem” o rząd dusz, lecz duch i materia trwają w klinczu i pojedynek pozostaje nierozstrzygnięty. 
    Poszedłem ulicą WOP. Formacja Wojsk Ochrony Pogranicza nie istniała od 20 lat, lecz mieszkańców ulicy wciąż obowiązywała stara nazwa. Prawy brzeg Odry piął się w górę. Na nasłonecznionych, południowych stokach, tam gdzie dziś wznoszą się bloki mieszkalne, uprawiano kiedyś winnice. Wino było mocne i kwaśne, a mieszkańcy Krosna nie mieli sobie równych w jego piciu. Podobno car Piotr I, podczas podróży do Europy zachodniej zatrzymał się w Krośnie i zaproponował im konkurs w piciu. Nieświadomi, z kim mają do czynienia Krośnianie, podjęli wyzwanie. Zawody trwały 17 dni, a zwyciężył oczywiście car. Gdy po jego wyjeździe mieszkańcy dowiedzieli się, kim był tajemniczy gość, karczmę, w której pito, nazwano Gospodą u Piotra. 250 lat później zniszczyli ją rodacy cara, którzy nie tylko w piciu pobili miejscowych. 

Pomnik Karola Marksa we Frankfurcie nad Odrą
Krajowa „29.” naprzeciwko Urzędu Miasta nosi nazwę Obrońców Stalingradu. Starostwo Powiatowe znajduje się przy skrzyżowaniu Armii Czerwonej i 17 Pionierów.  Spacer po innych miastach zachodniego pogranicza także przypomina podróż wehikułem czasu. Armia Czerwona figuruje w rejestrze Gozdnicy, Międzyrzecza, Trzciela. W Bogatyni przy Armii Czerwonej stoi szkoła muzyczna. W Rzepinie podstawówka znajduje się przy Bohaterów Radzieckich. W Cedyni uczniowie zespołu szkół im. I Armii WP uczą się przy ulicy Roli- Żymierskiego, a chore dzieci leczą się w przychodni przy Obrońców Stalingradu. Karol Świerczewski w co drugim lubuskim mieście ma swoją tabliczkę i rzesze zaciekłych obrońców, którzy za nic w świecie nie pozwolą odebrać sobie patrona. 
    Przekonał się o tym Edward Patek. Bezpartyjny radny miasta Gubina próbował zainicjować publiczną debatę nad zmianą nazw niektórych ulic. W nadgranicznym Gubinie jest co zmieniać. Nazwiska Świerczewskiego, Roli-Żymierskiego, Nowotki, Róży Luxemburg, Mariana Buczka wciąż widnieją w danych teleadresowych. Całemu osiedlu Komorowo patronują młodzi przedwojenni działacze komunistyczni z Jankiem Krasickim na czele. Ludzie nie pozwolili odebrać sobie patronów. - „Spotkało mnie wiele agresji ze strony mieszkańców” – żali się Edward Patek. – „Do ludzi nie dociera, że Świerczewski mordował Polaków”. Burmistrz Gubina nie boi się zmian i proponuje nawet konkretne rozwiązanie. - „Jestem za wprowadzeniem systemu amerykańskiego. Niech zamiast słownych nazw będą cyfry” – mówi Bartłomiej Bartczak. 30-latek ma o „wojnie na symbole” własne zdanie. - „To sprawa polityczna i nie wiemy, czy następny rząd znów nie będzie kazał czegoś zmieniać.” 
    Zachodniej ściany nie przebiją najtwardsze głowy z IPN. Instytut Pamięci Narodowej rozsyła do samorządów w całej Polsce dziesiątki apeli o zmianę nazw ulic, noszących komunistycznych patronów. Na zachodzie kraju odzew jest minimalny, a jeśli w ogóle przychodzi odpowiedź, to w stylu: „Radni (Torzymia) uznali, że w chwili obecnej nie widzą konieczności zmiany nazwy ulicy Świerczewskiego”. Napominani z powodu „Waltera” radni Lubniewic pisemnie zobowiązali się podjąć odpowiednią uchwałę. Nie podjęli. Rada miejska w Lubsku koło Żar podeszła do listu IPN poważnie i zagłosowała nad zmianą nazw ulic 22 lipca, Popławskiego i Dwudziestolecia PRL. Czterech radnych poparło projekt, 13 było przeciw. Nazwy zostały. 
   Maciej Korkuć z krakowskiego IPN koordynuje akcję wysyłania apeli do samorządów. Do listów dołącza odpowiednie noty biograficzne lub encyklopedyczne. Według historyka przywiązanie władz i mieszkańców do komunistycznych symboli wynika przede wszystkim z braku wiedzy i ludzi należy edukować. Rzetelna informacja historyczna przydałaby się przewodniczącemu spółdzielni „Zalesie” w Konotopie, który w sprawie proponowanej zmiany 22 lipca pisał do władz gminy: „Nazwa ulicy pochodzi od daty osiedlenia się pierwszego mieszkańca na blokach i nikomu w niczym nie przeszkadza”. Do pisma przewodniczący doczepił listę z podpisami mieszkańców, wyrażającymi swój sprzeciw wobec próby odebrania czci blokowym pionierom. Być może spółdzielnia pójdzie za przykładem rady osiedla 22 lipca w Nowym Miasteczku, która dzień ku czci manifestu PKWN przemianowała na przypadające tego dnia… święto Marii Magdaleny, patronki parafii. 
     Prezes IPN walczy również z innymi datami z peerelowskiego kalendarza. Zażądał na przykład od władz lubuskiego Drezdenka usunięcia nazwy ulicy 29 Stycznia. „Dzień Zwycięstwa” należy, zgodnie z wykładnią IPN, wspominać w innym terminie. – „Zajęcie ziem polskich przez Armię Czerwoną, mimo że oznaczało koniec okupacji niemieckiej, jednocześnie zapoczątkowało nowy okres martyrologii narodu polskiego, zaznaczony setkami tysięcy pomordowanych, więzionych i wysyłanych do obozów koncentracyjnych na terenie Polski i ZSRR” – napominał w liście Janusz Kurtyka. Włodarzom Zielonej Góry wytknął, że toleruje nazwę 9 maja, będącą „formą gloryfikacji propagandy i polityki Józefa Stalina, która w zasadniczym wymiarze godziła w niepodległość Polski”. Tego dnia prezes zaleca celebrowanie… Dnia Europy. 
    IPN swoje, pogranicze swoje. W Żarach święto „wyzwolenia” przez wojska radzieckie jest obchodzone bardzo uroczyście. W kościele garnizonowym odbywa się msza w intencji mieszkańców, poczym na cmentarzu żołnierzy Armii Czerwonej przedstawiciele burmistrza i dowódca jednostki wojskowej składają wieńce. W zachodniopomorskich Boleszkowicach rocznicę „oswobodzenia” przez Armię Czerwoną celebruje się razem z Dniem Seniora. - „Był montaż słowno - muzyczny poświęcony wyzwolicielom stolicy gminy” – donosiła „Gazeta Lubuska”. 

Na straży Słubic i uroków miasta
Gdy w 2007 roku gazety napisały o projekcie ustawy o usuwaniu komunistycznych symboli z przestrzeni publicznej, ludzie zareagowali nerwowo. W Szprotawie koło Żagania powołany naprędce komitet zorganizował wiec w obronie pomnika Braterstwa Broni Polsko- Radzieckiej. Ochotnicy ubrani w polskie i radzieckie mundury rozdawali ulotki i zbierali podpisy. - „Nie pozwolimy, by go zlikwidowano, bo jest świadectwem historii” – mówił dziennikarzom Maciej Boryna, pomysłodawca protestu. Lokalne gazety cytowały mieszkańców wspominających rzewnie radziecki garnizon. W Kęszycy Leśnej koło Międzyrzecza ludzie też woleli dmuchać na zimne i podnieśli głos sprzeciwu. We wsi, w której stacjonowała Armia Czerwona, stoi pomnik łącznościowca. Miejscowi darzą ogromną figurę niemal religijnym uwielbieniem. Strażacy w dniu swojego święta ustawiają przed nią rzeźbę św. Floriana, w Boże Ciało przy obelisku wierni budują polowy ołtarz. Parafianie nie pozwolą usunąć pomnika. Sołtys Kęszycy zapowiedział publicznie całodobowe czuwanie przy łącznościowcu. Jak przy najświętszym sakramencie. „To symbol wsi. Turyści przyjeżdżają, żeby sobie zrobić z nim zdjęcie” – mówił na łamach „Gazety Lubuskiej” Andrzej Paszkowski. Mieszkańcy oddalonej o parę kilometrów wsi Wysoka wzięli w obronę kamień z tablicą poświęconą „Bohaterowi Związku Radzieckiemu” – majorowi o nazwisku Aleksiej Karabanow. Pani sołtys oświadczyła, że wizytówki wsi nie pozwoli usunąć. 
    Nie tylko w Kęszycy ludzie traktują pamiątki po komunizmie z nabożną czcią. W Stargardzie Gubińskim pomnik „Waltera” stoi, niczym przydrożna kapliczka, na rozstaju dróg. Kamienna płyta przedstawia podobiznę generała w formę złotego medalionu, otoczonego ornamentem żołnierskich pagonów. Bohaterowie Armii Czerwonej mają w Lubuskim więcej pomników niż polski papież. Radny Patek zwraca uwagę, że w Gubinie jest ulica II Armii Wojska Polskiego, a nie ma Jana Pawła II. 

"Łącznościowiec" w Kęszycy Leśnej
Lud pogranicza pragnie odkupić grzechy zaniedbania i nowym inwestycjom nadaje nazwy politycznie poprawne. W Witnicy radni nową obwodnicę uczcili imieniem Jana Pawła II. Czterema ronda odpowiadają życiowym przystankom Karola Wojtyły. Kierowcy jadący z Gorzowa do Kostrzyna mijają najpierw Rondo Wadowickie, następnie Krakowskie i Rzymskie, w końcu Watykańskie. 
    Białków koło Cybinki też potrafił się zrehabilitować. Do 2007 roku tamtejsza podstawówka, jako jedyna na świecie, nosiła imię pułkownika Walentina Iwanowicza Fokina. Nikt nie wiedział, kim był Rosjanin. Na temat patrona milczą karty historii powszechnej i wszystkowiedząca wyszukiwarka Google. Pewnym źródłem informacji okazała się Anna Pikuła, dyrektorka szkoły podstawowej w Białkowie. Fokin spoczywa na cmentarzu oficerskim w Cybince. W 1968 roku gmina potrzebowała patrona dla nowej szkoły. - „Przywieźli go w teczce” - wspomina Anna Pikuła – „Nikt o nim wcześniej we wsi nie słyszał”. Kiedy zawisła tablica z nazwiskiem patrona, ludzie kojarzyć fakty. Po wsi rozeszła się wieść, że pułkownik nie zginął bohaterską śmiercią na polu chwały, ale wraz z grupą żołnierzy wypił zatruty alkohol z pobliskiej gorzelni i umierał rozerwany od środka granatem umyślnie skażonego spirytusu. Walentin Iwanowicz przez 40 lat pełnił pośmiertną wartę honorową w szkole w Białkowie, nim zastąpił go papież- Polak. 

Medalion z "Walterem"
W Cybince pełna zgoda panuje pomiędzy Janem Pawłem i… Józefem Stalinem. Wąsaty „kat narodów”, odlany w brązowej formie, spogląda spokojnie na środek dwu i pół tysięcznego miasteczka. Płaskorzeźba z podobizną dyktatora wisi przy wejściu na cmentarz z grobami 11 tysięcy czerwonoarmistów. W sześciotysięcznym Seelow po drugiej Odry na cmentarzu wojennym leży pięć razy więcej nieboszczyków, niż jest żywych mieszkańców. Rosjanie grzebali zabitych w centrum miejscowości: przy głównym placu, obok rynku, albo w sąsiedztwie szkół i kościołów. Po zakończeniu wojny wznosili na cześć bohaterów mauzolea. Miejscowości po obu brzegach Odry i Nysy pokryły się czerwonymi gwiazdami, sierpami, młotami i innymi sowieckimi skamielinami. „Nasza słuszna sprawa, zwyciężyliśmy!” – głosi rosyjski napis na brązowej tablicy ze Stalinem w Cybince.

Stalin w Cybince

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz